poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Las.

      Zimno. Jedyne co czułam to zimno. Przenikliwe i wszechogarniające. Otworzyłam oczy. Leżałam w lesie. Tyle zdołałam spostrzec po znajdujących się w oddali koronach drzew iglastych. Zaczęłam się podnosić na łokcie z szumem krwi w uszach. Wgniatające się w skórę ziarenka ustalały moje miejsce pobytu na, znajdujące się zwykle przy plaży skupisko iglaków. Powoli zaczęłam wstawać odczuwając ból w mięśniach nóg, jak po długim biegu. Rozejrzałam się po okolicy. Nie znałam tego miejsca, ani sposobu w jaki się tu znalazłam. W ogóle nie pamiętałam wydarzeń z ostatnich paru godzin, a może tylko minut. Z tego na ile oszacowałam stan mojego zdrowia, nie mogłam tu spędzić więcej niż pięć godzin. Chciało mi się pić i byłam głodna, ale było to do wytrzymania. Lekki powiew morskiej bryzy oznajmił mi, gdzie jest morze. Zaczęłam zmierzać w tamtym kierunku.
     Kiedy dotarłam na plażę, od razu poczułam słony smak wody na podniebieniu i słodkawy zapach glonów. Morze było łagodne i prawie w ogóle nie było fal, wyglądało jak bezkresne jezioro. Plaża także zdawała się nie kończyć, ale wiedziałam, że aby dostać się do jakiejkolwiek znajomej okolicy muszę się ruszyć. Poszłam w lewo, jak podpowiedziała mi intuicja.
    Krajobraz się nie zmieniał, co coraz bardziej mnie niepokoiło. Zdawało mi się, że przeszłam już co najmniej dwa albo trzy kilometry, ale mogłam się mylić ze wzgędu na zmęczone mięśnie i chodzenie brzegiem, który wymagał ode mnie większego zaangażowania mięśni. Przystanęłam, zdjęłam żółte tenisówki i zbliżyłam się do morza, był tam bardziej ubity piach i łatwiej będzie mi się poruszać mimo zmęczenia.
     Po dalszym marszu uznałam, że nie ma sensu trzymać głowy w górze i opuściłam ją dając mięśniom karku odpocząć.
     Szłam i szłam, morze czasami się wysiliło i posłało falę wystarczająco mocną, by podmyć mi nogi ale nie wyrzucało niczego na brzeg. Zatrzymałam się i podeszłam do niego bliżej. zamoczyłam kostki, później łydki i kolana. Dno okazało się być idealnie piaszczyste. Poruszałam parę razy palcami by lekko zakopać się w, o dziwo ciepłym, piachu. Mogła bym tak stać przez wieczność i mieć stopy otulone ciepłym mułem. Zamknęłam oczy. Nagle coś zimnego i śliskiego otarło się o moją łydkę. Przerażona otworzyłam oczy i próbowałam się cofnąć, ale stopy miałam uwięzione w piachu. Niefortunnie upadłam na pupę i zamoczyłam szorty i koszulkę. Usłyszałam za sobą śmiech. Odwróciłam głowę i już miałam zobaczyć kim jest, kiedy nagle ktoś przycisnął mi ścierkę do twarzy. Zapach był duszący, słodki i piekący. Próbowałam się szarpać, lecz kończyny odmówiły mi posłuszeństwa, a głowa bezwiednie opadać w ramionach nieznajomego.