Siedziałam na ławce, jak zawsze w czerwcu słońce grzało niemiłosiernie. Myślałam, że w tej czarnej koszulce się ugotuję. Jeszcze te przystanki ze ścianami z przezroczystej pleksy... Ledwo dobiegające do moich uszu dźwięki miejskiego gwaru przebijały się przez mocny wokal "I hate everything about you".
Myślałam, że to będzie w miarę normalny dzień, ale kiedy po raz kolejny chciałam posłać zabójczy wzrok migdalącej się parce, zobaczyłam Piotra wysiadającego z autobusu w towarzystwie Sandry. Sandrę można zdefiniować w dwóch słowach- pusta dziwka. Dla polepszenia atmosfery wyjaśniam, że Piotr podoba mi się od piątej klasy podstawówki. Oczywiście stanęli zapatrzeni w siebie z bananami zamiast ust na twarzy, ona go trzyma za szyję, on ma ręce na jej biodrach. Schyla się i wtedy zauważa mnie. Że też nie mogłam patrzeć na kogoś innego tylko właśnie w nich wlepiać pełne zażaleń spojrzenie. Nie mogłam tego znieść. Rozumiałam Olkę, była inteligentna, ładna i zabawna. Rozumiałam też Zośkę, skromna, delikatna dusza artysty z miseczką C. Ale Sara?! Jedyne co można o niej powiedzieć to, że ma powiększane wszystko co można! Powoli wstałam, odczuwając zdziwione spojrzenie Piotrka na sobie, a dokładniej na swoich plecach i nadal, pomimo ćwiczeń, grubych nogach. Szłam coraz szybciej w stronę parku, by nie rozpłakać się przy tej dziuni i dać jej kolejnego powodu do kpin w szkole. W końcu przy wejściu do parku zaczęłam biec.
Nie słyszałam za sobą kroków czy nawoływań, w sumie to czemu miały by być. On ma dziewczynę! Po huj miałby za mną biec. Za dużo romansideł gdzie, wszystko kończy się dobrze, a w takiej sytuacji facet biegnie za kobietą, łapie ją za rękę i mówi, że kocha ją od dawna, a te wszystkie dziewczyny były po to by zobaczyć czy ona także chce z nim być. Tak nie ma i nigdy nie będzie. Wtedy zaczęły mi płynąć łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz